Racjonalizm dla naiwnych. Nauka jako forma okultyzmu

tlum ludzi w biretach akademickich w WatykanieEncyklopedyczna definicja okultyzmu określa go jako pseudonaukową teorię o istnieniu w człowieku, przyrodzie i wszechświecie nadnaturalnych sił, niepoddających się naukowej obserwacji i wychodzących poza poznanie. Obejmuje jedną klamrą wszystko, co wiąże się z badaniem świata nieprzejawionego i kwalifikuje jako maniakalne wstecznictwo. Nie dziwi, że powszechnie w oderwaniu od pojęcia okultyzmu traktuje się religię.

Łaciński czasownik occulo oznacza „ukrywać”. Istota okultyzmu tkwi w próbie zawłaszczenia prawdy i zamaskowania jej pod postacią tajemnicy. Zgodnie z tą podstawową zasadą inżynierii kontroli mas funkcjonuje mechanizm religii: wizualizuje Boga jako enigmatyczną moc o nieprzewidywalnych zamiarach, do której dostęp można uzyskać dzięki specjalnie wyselekcjonowanym pośrednikom.

W przeciwieństwie do niej nauka usiłuje przedstawiać się jako dyscyplina racjonalna, otwarta, bazująca na logice i doświadczeniu. Obraz ten nie koreluje z jej rzeczywistą kondycją, a jednak nawet inteligentni ludzie ulegają tej sugestywnej autopromocji. To rodzaj zbiorowej hipnozy praktycznie tożsamej z dewocją – obie charakteryzują się niemal bezgranicznym zaufaniem autorytetom i poważnym ograniczeniem roli samodzielnego myślenia.

Współczesny system akademicki to owoc chrystianizacji Europy: narodził się w średniowieczu i rozwijał pod wodzą kleryków jako druga gałąź okultystycznej działalności Kościoła. Wiedza stała się zasobem elitarnym, chociaż od początku wykładano jedynie substytut prawdziwej wiedzy – jej fragmentaryczną interpretację zgodną z doktryną judeochrześcijańską. Więzy między duchowieństwem a światem uniwersyteckim zaczęły rozluźniać się dopiero w XVII wieku. Nastąpiło wówczas rozwarstwienie okultyzmu na twardą, tradycyjną wersję religijną oraz odmianę miękką, nowoczesną i postępową. Ten strategiczny podział umożliwił budowanie napięcia między wyznawcami rozbiegających się linii („dziel i rządź”) i położył podwaliny planowanych rewolucji politycznych i obyczajowych. Chrześcijańskie struktury utrzymywały pewien ład społeczny będący zdegradowaną formą ustroju wedyjskiego czasów starosłowiańskich (nowa wiara zachowała jeszcze elementy starej). Zniszczenie tej osnowy prowadzi do ostatecznego wyrugowania aryjskich wartości duchowych i etycznych, opuszczenia mentalności człowieka do poziomu czysto materialistycznego.

Miejsce religijnych dogmatów zajęły w nauce paradygmaty. Kto wgłębi się w zagadnienie metody naukowej, z łatwością zauważy, iż obowiązujące teorie stanowią wypadkową eksperymentów prowadzonych przez wąskie grupy fachowców, zręcznej dystrybucji atrakcyjnych hipotez oraz zawodowych ustaleń między uczonymi, których ścisłość jest zupełnie umowna i iluzoryczna. Dochodzi do tego kwestia komercjalizacji nauki i nieunikniony wpływ różnorakich lobby na kształt jej dokonań. Doświadczalna sprawdzalność tez uniwersyteckich pozostaje nawet poza kompetencją większości znawców – wymagałaby dojścia do trudno dostępnych obszarów, laboratoriów, archiwów, pozyskania niezbędnych funduszy itd. Negatywna weryfikacja w odpowiednich warunkach niczego jeszcze nie oznacza, ponieważ wyniki badań muszą przebić się w środowisku naukowym – obowiązują tu w zasadzie prawa marketingu. Z tego powodu działalność niezależnych instytutów badawczych figuruje w dyskursie akademickim najczęściej jako pseudonaukowa. Olbrzymia część „oficjalnej” wiedzy składa się z przyjętych za pewnik przypuszczeń, zalegalizowanych fałszerstw i kawałków obiektywizmu.

Za sprawą hermetycznego, specjalistycznego słownictwa, język naukowych opracowań nabiera cech przekazów ezoterycznych; uproszczone, rozpowszechnia się je w salach lektorskich oraz pismach popularnonaukowych. Samozwańczy racjonaliści przyswajają sobie te treści nie zauważając, że ich światopogląd to tylko plastelina formowana przez perswazję ekspertów. Hoduje się w ten sposób w umysłach ateistyczną wizję egzystencji – człowieka osamotnionego we wrogim mu kosmosie, poddanego bezwzględnym procesom materii dążącej do rozpadu. Jedyną nadzieję na poprawę swojej sytuacji ma on upatrywać w mesjaszu nauki zsyłającej rzekomo coraz doskonalsze osiągnięcia. Nie musi przed nim klękać ani odmawiać błagalnych modlitw – wystarczy płacony codziennie technokracji haracz.

Żdan Borod